czwartek, 13 czerwca 2013

Sofia w pigułce



Jeżeli macie znajomych z innego kraju, zapewne wiecie o nim -  a przynajmniej o jego kulturze, kuchni czy ludziach - więcej niż o innych krajach. U mnie tak właśnie jest z Bułgarią, skąd pochodzi moja przyjaciółka i sąsiadka z czasów wymiany w Austrii. Dzięki niej dość dobrze poznałam bułgarskie zwyczaje kulinarne, zaś dwa lata temu zwiedziłam Sofię.

Sofia jest interesują destynacją turystyczną. Polacy, jeżeli już wybierają się do Bułgarii, to zazwyczaj na wybrzeże, tymczasem stolica tego kraju przyciąga eklektyczną atmosferą i choć nie należy do najczęściej odwiedzanych miast na Bałkanach, skrywa wiele osobliwych atrakcji, do których wstęp jest po prostu tani. Z jednej strony można poczuć się tu trochę jak w Polsce, z drugiej zaś - odnajdziemy tu to, czego już u nas nie ma. 

Dzięki gościnności i otwartości mieszkańców, wielce prawdopodobne, że pobyt w Sofii  będzie niezapomniany – warto zapytać w biurze informacji turystycznej o wycieczki organizowane przez młodych, energicznych ludzi, którzy za darmo oprowadzają wszystkich chętnych po mieście. Jest to dobre rozwiązanie dla tych przyjezdnych, którzy nie mają zaprzyjaźnionego „lokalesa”. Dzięki takim układom zwiedzanie przebiega sprawniej i łatwiej jest uniknąć gastronomicznej wpadki w nastawionym na turystów lokalu. Chociaż samotne zwiedzanie Sofii nie jest niemożliwe: większość atrakcji leży w zasięgu pieszego spaceru. 

Na pocztówkach z Sofii najczęściej pojawia się imponujący sobór Aleksandra Newskiego, najważniejsze miejsce kultu sakralnego. W tutejszych świątyniach panuje dziwna zaduma, spokój i jest ciemniej niż w kościołach katolickich. Żałuję, że nie udało mi się wziąć udziału w prawosławnej mszy, podobnie jak dotrzeć na jeden z sofijskich cmentarzy, gdzie ponoć na nagrobkach można dostrzec czerwone gwiazdy albo portrety przedstawiające pochowanych członków mafii, na przykład z butelką wina. Ale w Bułgarii cmentarzy się nie zwiedza i nie ma tradycji utrzymywania ich w porządku przez cały rok, jak w Polsce. 

Warto przyjechać do Sofii wiosną, chociażby dlatego, że działa wtedy piękna fontanna przed budynkiem Teatru Narodowego. Przyjemniej też zwiedza się wszystkie tutejsze osobliwości, jak kościół św. Jerzego, czyli rotundę zbudowaną przez Rzymian w IV wieku, schowaną dziś na tyłach hotelu Sheraton i Pałacu Prezydenckiego. W pewnym oddaleniu od centrum powstała natomiast X-wieczna Cerkiew Bojańska, wpisana na listę UNESCO. W tym ponad milionowym mieście przenikają się wpływy zachodu i wschodu: jedynie turystów zadziwić może fakt, że na jednej ulicy napotkamy cerkiew, meczet i synagogę. 


To nieźle utrzymane miasto: znajdziemy tu wiele ładnych odnowionych willi, choć z drugiej strony są i ulice o praskim klimacie, kamienicach z odpadającym tynkiem, lady sklepowe starej daty czy policyjne strażnice na skrzyżowaniach. Jest też lokalny Pałac Kultury, niepodobny do tego polskiego czy rosyjskich. Jeśli na zakupy, to przede wszystkim na główną ulicę handlową, Vitoshę, ale równie dobrze można wybrać się na lokalny pchli targ, zlokalizowany w samym centrum przy soborze Aleksandra Newskiego. Da się tam wygrzebać na przykład srebrną papierośnicę z emblematem Igrzysk Olimpijskich w Berlinie z 1936 roku… 

Spory kontrast rzuca się w oczy po wyjeździe poza Sofię, chociażby podczas wycieczki do drugiego co do wielkości miasta, Płowdiwu. A warto taka odbyć dla ruin rzymskiego amfiteatru, czy kilkusetletnich meczetów, które są otwarte dla przypadkowych zwiedzających i w których nie ma opłat za wstęp, ani ochrony pilnującej porządku.

W Sofii nie brak klimatycznych knajpek, barów czy kawiarni. Godna polecenia jest na przykład marokańska Annette. Z drugiej strony, Bułgarzy są bardzo przywiązani do swoich tradycji kulinarnych, więc turyści nie powinni mieć problemu ze znalezieniem tu dobrej restauracji z lokalną kuchnią. Naród ten to zarazem typowi południowcy, jeżeli wziąć pod uwagę porę jedzenia obiadokolacji. Bułgarska kuchnia ma trochę wspólnego z kuchnią grecką, chociażby przez obecność musaki, mięsno-ziemniaczanej zapiekanki, która w różnych wariantach pojawia się w końcu w każdym bałkańskim kraju. Ta bułgarska zazwyczaj nie zawiera bakłażanów, lecz jest równie smaczna. Nie mogłam dojść do innego wniosku po zjedzeniu całej formy musaki przygotowanej specjalnie dla mnie przez moją bułgarską przyjaciółkę. ;)

Jeżeli staniecie kiedyś przed wyborem, co przywieźć z Bułgarii na prezent lub pamiątkę, warto zainspirować się lokalną kuchnią. Praktycznie wszędzie można tu dostać charakterystyczną bułgarską ceramikę. Obowiązkowo należy również nabyć nieprzyzwoicie tanie, lecz wyborne w smaku wino. Jednym z głównych produktów eksportowych jest także olejek różany. Wytwarza się z niego nie tylko produkty kosmetyczne, jak mydła, ale również spożywcze, na przykład konfiturę. Najmniej miejsca w walizce zajmie natomiast opakowanie czubricy, wszechobecnej w tutejszej kuchni przyprawy uzyskiwanej z cząbru górskiego. Jest ona dla Bułgarów mniej więcej tym, czym dla Włochów jest bazylia. Warto poszukać tradycyjnej mieszanki zawierającej czubricę, sól i paprykę. Taka mała rzecz może sprawić, że poczujemy się przez chwilę w polskiej kuchni jak w Bułgarii.

Jeżeli jesteście zainteresowani bułgarską kuchnią, zajrzyjcie tutaj. Jednym z ważniejszych dań jest banica, czyli zapiekanka z cienkich płatów ciasta podobnego do filo i lokalnego sera (koziego, owczego lub krowiego) wymieszanego z jajkami i sodą. Oczywiście pojawiają się też inne farsze. Banica serowa najlepiej smakuje na ciepło i podawana jest na słono - z jogurtem, oliwkami czy kiełbaską - lub na słodko, z miodem. W sylwestrową noc wkładane są do środka karteczki z wróżbami zawinięte w folię.


Autentyczny przepis na bułgarską banicę

Składniki
300 g białego sera *
1 opakowanie bułgarskiego ciasta**
4 jajka
180 g jogurtu
3/4 łyżeczki sody
75 ml mleka
125 g masła
*W miarę możliwości, bułgarski ser kozi, owczy lub krowi. W polskich warunkach wystarczy jednak feta (ponieważ jest dość ostra, dodaj jej trochę mniej).
** Podobnie: jeżeli nie masz ciasta bułgarskiego, użyj ciasta filo. 

Rozpuść masło w kąpieli wodnej. Roztrzep w misce 3 jajka, dodaj jogurt, rozdrobniony ser i sodę. Wszystko wymieszaj. 
Formę mniej więcej o wymiarach 35x30 cm wyłóż papierem do pieczenia. Najtrudniejszy etap przygotowywania banicy to układanie płatów ciasta. Podane w tym przepisie proporcje zakładają, że w opakowaniu jest 15 płatów ciasta. Jeżeli masz większe opakowanie, po prostu dołóż odpowiednio więcej płatów do każdej warstwy.
Na spód formy połóż 1 płat ciasta – jeżeli jest większy niż forma, wcześniej go złóż, jak ściereczkę. Następnie posmaruj odrobiną masła. Powtórz tę czynność. 2 kolejne płaty zgnieć jak gazetę i połóż w formie obok siebie. Posmaruj masłem i przykryj kolejnym płatem ciasta (tego nie zgniataj, lecz złóż). To jest jedna z trzech warstw, które pojawią się w banicy. Wyłóż na nią połowę serowego nadzienia.  
Połóż kolejną warstwę z ciasta (tym razem 2 razy 2 zgniecione płaty i jeden złożony) i sera, nie zapominając o smarowaniu masłem. Ostatnia warstwa będzie się składać również z 4 zgniecionych i 1 złożonego płatu na wierzchu. Resztę masła wymieszaj z mlekiem, roztrzepanym jajkiem i posmaruj nim wierzch banicy.
Banicę piecz przez 10 minut w temperaturze 200’ C. Następnie zmniejsz temperaturę do 180’C i piecz jeszcze przez 40 minut. Po wyjęciu z piekarnika skrop wierzch wodą i przykryj ściereczką.
Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz