sobota, 5 września 2015

Aloha State – obalamy mity

O ile w przypadku Nowego Jorku słowa niemal pisały się same, tak tym razem długo zastanawiałam się, jak rozprawić się z niektórymi mitami, aby odbyło się to bez szkody dla tych, które okazały się prawdą. Archipelag Hawajów jest oddalony od stałego lądu bardziej niż jakakolwiek inna wyspa na Ziemi. Ze wschodniego wybrzeża USA wciąż leci się tu dłużej niż z Europy do Nowego Jorku. Dlatego też przez lata Hawaje wręcz obrosły legendą, stając się synonimem raju, a na weryfikację tych często przesłodzonych przekazów mogli sobie pozwolić tylko ci, którzy mieszkali najbliżej, czyli Amerykanie i ewentualnie Japończycy, choć i dla wielu z nich takie wakacje to wyprawa życia.

Archipelag liczy 137 wysp, z czego na 8 największych można łatwo dotrzeć. Nam udało się odwiedzić trzy najpopularniejsze: Oahu, Maui i Big Island. Następna w kolejności byłaby zapewne Kauai, która z tego co czytałam, jest bardziej dzika i zielona. Szczyt sezonu przypada na okres zimowy, kiedy to panują najlepsze warunku do uprawiania surfingu. Nie wiem, na ile pora roku wpływa na tutejszą faunę i florę, natomiast moje wrażenia opieram na wizycie, która miała miejsce w lipcu.



1.       Rajskie widoki
Pod wpisanym w wyszukiwarce hasłem „Hawaje” wyświetlają się zdjęcia szerokich żółtych plaż, błękitnej wody, wysokich stromych wodospadów i porośniętych bujną zielenią urwisk. Do tego pojawiają się kontrastujące z tymi kolorami czerwone kwiaty i wszechobecne tęcze. Do dziś zastanawiam się, gdzie robiono te zdjęcia! Może na wysuniętej na zachód Kauai, na którą nie dotarliśmy… Krajobraz wszystkich trzech odwiedzonych przez nas wysp został bowiem ukształtowany przede wszystkim przez aktywność wulkanów i nie przesadzę, kiedy nazwę go księżycowym. Owszem, są fragmenty, gdzie występują niesamowicie bujne lasy tropikalne, ale są to zazwyczaj skrawki wybrzeża. Główną atrakcją są tu szczyty wulkanów, rozległe pola lawowe i jedyne miejsce na Ziemi, gdzie można zobaczyć wydobywającą się od kilkudziesięciu lat lawę (Volcano National Park na Big Island). W tym ostatnim miejscu wiele zależy od szczęścia i od aktualnej aktywności, czego akurat nie było nam dane doświadczyć.


Taki krajobraz nie należy do najczęściej spotykanych

Hawajskie plaże też nie należą do najbardziej malowniczych, jakie widziałam. Zachwycają nie tyle swoimi rozmiarami, co znakomitymi warunkami do uprawiania sportów wodnych. Najlepszą moim zdaniem jest Big Beach na Maui. Pocztówkowe zachody słońca można natomiast podziwiać na Anaeho’omalu Beach na Big Island. Tam też można w wodzie natknąć się na przepływającego obok żółwia morskiego. Są one jedną z największych atrakcji na Hawajach, podobnie jak manty, wśród których można sobie ponurkować. Jeszcze jedna „plażowa” ciekawostka dotyczy Big Island: znajdziecie tu zarówno żółte, czarne jak i zielone plaże. Kolor piasku uwarunkowany jest zawartością różnych minerałów.



2.       Nie ilość, lecz jakość
Tak przynajmniej piszą na forach, by w żadnym wypadku nie próbować zwiedzić wszystkich wysp na raz, a skupić się maksymalnie na jednej-dwóch. Radzą tak jednak Amerykanie, którzy mogą wracać na Hawaje co rok. Europejczyk już raczej sobie na to nie pozwoli, radzę więc ja: zobaczcie tyle, ile się da! Każda wyspa jest inna i ma co innego do zaoferowania, a też znowu nie są one tak duże, by nie dało się zobaczyć przynajmniej tych najważniejszych miejsc w 2-3 dni. Warto mieć na uwadze, że Amerykanie potrafią najmniej interesującą rzecz przedstawić jako atrakcje na miarę pozycji z listy UNESCO. A więc tym razem wyjątkowo: ilość!

3.       Jak to w Stanach, jest tu bez charakteru
Znam osoby, które lubią podróżować po Trzecim Świecie, a Stanów nie znoszą, zarzucając im zapatrzenie w siebie i brak tysiącletniej historii. Choć już z tym nie do końca się zgodzę, Hawaje są pod pewnym względem wyjątkowe. Owszem, pisałam parę linijek wcześniej, że część atrakcji można sobie odpuścić, ale jeśli cały ten hawajski etos ma się okazać prawdziwy, to przede wszystkim w sferze panującej tu atmosfery. Ludzie żyją na totalnym luzie, są uśmiechnięci i życzliwi, w radio leci typowa lokalna muzyka a na plażach spotkacie głównie surferów, którym do szczęścia wystarczy fala i trochę słońca. Na Hawajach mieszają się wpływy amerykańskie, polinezyjskie i azjatyckie, obecne tu w niemal równych proporcjach. Jeśli zapragniecie zakosztować mniej turystycznych przygód (choć nawet na plażach z reguły tłumów brak), wystarczy udać się do jednego z na wskroś „hawajskich” miasteczek takich jak Lahaina, Makawao czy Waimea.



4.       Uciekaj z Oahu!
My uciekliśmy po dwóch dniach i teraz żałujemy. Owszem, wyspa ze stolicą Honolulu i słynną Waikiki Beach odstrasza horrendalnie wysokimi cenami, drogimi butikami i nagromadzeniem hoteli, choć pewnego uroku miastu odmówić nie można, zwłaszcza jego starszej części. Warto też zobaczyć resztę wyspy – na przykład tylko tu można zanurkować w klatce z rekinami. W innym miejscach również da się spotkać te drapieżniki, ale już bez klatki, a to raczej mniejsza przyjemność. ;) No i gdzie nauczyć się surfować jak nie na Waikiki? Duże wrażenie robią także wizyta w Pearl Harbor oraz widok roztaczający się z Diamont Head.


Fragment zatopionego USS Arizona w Pearl Harbor
5.    Powitają Was wieńcem z kwiatów (lei)
Taka przyjemność zarezerwowana jest tylko dla uczestników niektórych wycieczek zorganizowanych. Jeśli podróżujecie indywidualnie, owszem uświadczycie wieńca lei na lotnisku, ale tylko jak go sobie kupicie. ;-) Amerykańskie linie lotnicze zaczęły ciąć koszty jeszcze wcześniej niż europejskie i nie dają w nich darmowych posiłków, a za każdą sztukę bagażu rejestrowanego trzeba zapłacić. Na lotniskach za to stoją automaty wyposażone w lodówkę, w których wiszą świeże kolorowe lei w cenie po kilkanaście dolarów za sztukę. Taniej będzie więc przywieźć ze sobą igłę i nić (czy nawet kupić w supermarkecie), pozbierać co ładniejsze kwiaty z ziemi i samemu zrobić taką pamiątkę. Nie jest to nic skomplikowanego i choć wieniec szybko zwiędnie, zdążycie zapozować do zdjęć.


6.       W Stanach nie ma dobrej kawy
Nieprawda! Jedna z trzech najdroższych na świecie mieszanek do tzw. kawa z Kony. Tę odmianę uprawia się na wszystkich większych wyspach Hawajów. Dzięki żyznej glebie na zboczach wulkanów, uchodzi ona za bardzo szlachetną w smaku. W hawajskich miasteczkach pełno jest kawiarenek, do których koniecznie trzeba wstąpić, gdyż w Polsce raczej na pewno kawy z Kony nie spróbujecie! I chociaż wysoka temperatura będzie zachęcać do zamówienia kawy mrożonej, nie róbcie tego, gdyż ta nie smakuje tak dobrze.


A czego jeszcze trzeba tu spróbować? Hawaje słyną również z uprawy orzeszków makadamii. Takie świeże - w czekoladzie, polewie, lub bez niczego - smakują najlepiej! Są kruche i miękkie. O ile się nie mylę, hawajskie orzeszki stanowią większość światowej produkcji, ale te które można dostać w Europie, pochodzą z innych części świata (Afryka, Bliski Wschód).

7.       Pizza hawajska pochodzi z Hawajów
Jak to bywa w takich miejscach, trzeba korzystać z dobrodziejstw lokalnej kuchni. Na pewno nie da się zapomnieć smaku tutejszych ananasów! Choć na świecie utarło się, że wszystko co zawiera ananas, jest „hawajskie”, tutaj ten owoc jest dobrem sam w sobie. A pizzę hawajską podobno wymyślono gdzieś w Ohio…
Kuchnia hawajska ma niewiele wspólnego ze stereotypową amerykańską kuchnią. Odnajdziecie w niej wpływy polinezyjskie, chińskie i japońskie. Warto spróbować zwłaszcza dań z ryb - mnogość gatunków przyprawia o zawrót głowy! Każdy z nich smakuje zupełnie inaczej niż w Europie, a na Waszym talerzu i tak wyląduje niespodzianka, gdyż potrawy przyrządzane są z tego, co akurat udało się danego dnia złowić.
Więcej lokalnych potraw na FB.


8.       Kowboje są tylko w Teksasie
O ile pokazy tańca hula obejrzeć można przede wszystkim podczas spektakli dla turystów, hawajskie rodeo to atrakcja przyciągająca głównie miejscowych. Wielu z Was zdziwi fakt, że kowbojska tradycja  liczy tu sobie 200 lat a część hawajskich miasteczek (Waimea, Makawao) powstało właśnie wokół historycznych rancz. Można tu doświadczyć prawdziwego ducha Hawajów, choć w odsłonie, jakiej byśmy się nie spodziewali. Warto tu zajrzeć chociażby po to, by przekonać się, jak spędzają wolny czas lokalesi.



9.       Najwyższa góra świata to Mount Everest
Hawajczycy zdecydowanie się z tym nie zgodzą – dla nich najwyższym szczytem na kuli ziemskiej jest ich Mauna Kea na Big Island. I mają rację, jeśli mierzyć wysokość od podnóża, które znajduje się pod powierzchnią oceanu – wówczas okazuje się, że ten wulkan ma ponad 10 tysięcy metrów. Mniejsza jednak o miano Dachu Świata. Za sprawą dużej liczby pogodnych dni w roku, małego zanieczyszczenia nieba sztucznym światłem i - jak już ustaliliśmy - znacznej wysokości, Mauna Kea uchodzi za najlepsze miejsce do obserwacji gwiazd na Ziemi. Choć droga na sam szczyt, gdzie stoją olbrzymie teleskopy, czasami bywa zamknięta, co wieczór turyści gromadzą się w nieco niższym punkcie, aby podziwiać najpierw zachód Słońca, a potem roziskrzone milionami gwiazd niebo. Dla miłośników tej dziedziny nauki będzie to raj, gdyż faktycznie co noc widać chyba większość gwiazdozbiorów. Z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że już gdzieś widziałam niebo z jeszcze bardziej wyraźnie zaznaczoną Drogą Mleczną i było to nad Bałtykiem, w Polsce. 


2 komentarze:

  1. Ciekawe podsumowanie. Hawaje mają bardzo ciekawe podłoże kulturowe, o czym przekonałam się uczęszczając dość długo do szkoły tańca hula. Takie miejsca jak Waikiki mają ewidentnie komercyjny, amerykański klimat, ale na szczęście to tylko mała cząstka tego, co można znaleźć na Hawajach i czego należy doświadczyć. :)
    My byliśmy głównie na wyspie Oahu, ale uważam, że jest na tyle ciekawa i różnorodna, że nawet przez tydzień jest tam co robić. Orzeszki makadamia, kawa kona, świeża papaja, ananas... - pychota! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brałam udział w jednej lekcji tańca hula, na wieczorze panieńskim kilka lat temu, tak więc niewiele z tego pamiętam ;) Ale zgadzam się, że takie praktyczne przygotowanie na pewno pomaga lepiej zrozumieć miejscową kulturę. Pozdrawiam również :)

      Usuń