Niewiele jest krajów o tak mocno zachwalanych krajobrazach,
kuchni i ludziach - teoretycznie Gruzja mogłaby nie przeznaczać żadnych środków
na promocję swojej turystyki. A jak wygląda rzeczywistość?
Największą zaletą, a zarazem wadą
tego kraju jest… słabo rozwinięta turystyka. Gruzja kusi nieskażoną przyrodą,
pewnego rodzaju egzotyką oraz niskimi cenami, i to całkiem skutecznie, bowiem
samoloty z Polski przylatują pełne spragnionych aktywnego wypoczynku
trekkingowców udających się w góry Kaukazu. Z drugiej strony jednak ta egzotyka
oznacza niestety biedę, zaniedbane domostwa, słabo rozwiniętą infrastrukturę
czy też niebezpieczeństwo przeżycia niechcianej przygody na trasie: drogi
oznaczone na mapie jako jedne z lepszych okazują się być górskimi, nieutwardzonymi
ścieżynami, zaś znalezienie ładnej pocztówki, nie mówiąc już o jej wysłaniu,
graniczy z cudem. W oczy rzuca się brak straganów z pamiątkami w najbardziej
„turystycznych” miejscach.
Warto wybrać
się w góry, śladem trekkingowców, choć wcale nie trzeba dźwigać
plecaka i karimaty. W przeciwieństwie do interioru, gdzie łatwo jest napotkać
widok zbliżony do polskiego krajobrazu, tu w niebo wzbijają się cztero- i
pięciotysięczniki, ośnieżone przez cały rok. Są takie miejsca, do których
cywilizacja nie zapukała jeszcze wraz ze swoimi najnowszymi wynalazkami. Gdzieniegdzie wciąż przechowuje się mięso według starej techniki: w górskim
strumieniu lub też po zawinięciu w bydlęcą skórę i ugotowaniu - zakopane w
ziemi na około rok.
Nie brakuje również miejsc
pięknie odnowionych i świetnie utrzymanych: jednym z nich jest Batumi, słynny
kurort nad Morzem Czarnym, który z daleka wygląda trochę jak Dubaj, z bliska
przypomina Las Vegas, a takich uliczek i kawiarenek jak tu nie powstydziłby się Paryż. Na podkreślenie
serdecznych stosunków gruzińsko-polskich, jedną z tutejszych ulic nazwano
imieniem Lecha i Marii Kaczyńskich. Drugim takim miejscem jest położone na
wzgórzu Sighnaghi, znaczący ośrodek produkcji gruzińskiego wina. Napijemy się
go również w jednej z licznych winiarni w Tbilisi. Stołeczna starówka, jak i
malownicze położenie miasta w połączeniu z udanymi nowoczesnymi akcentami
architektonicznymi robią zawsze na przyjezdnych ogromne wrażenie. A jak nie
wino, to… bardzo słodka lokalna lemoniada, albo słonawa woda mineralna Borjomi,
jeden z głównych produktów eksportowych gruzińskiej branży spożywczej. Na
miłośników mocniejszych trunków czeka czacza, 50-70% wódka z winogron.
Kuchnia
Po tuszy przeciętnego Gruzina można stwierdzić, że lokalna kuchnia
jest albo taka pyszna, albo ciężkostrawna. Wśród charakterystycznych składników
znajdują się orzechy włoskie, dodawane na przykład w postaci sosu do sałatki z
pomidorów i ogórków, kolendra (dająca charakterystyczny i nielubiany przeze mnie posmak) oraz słone sery. Często można też spotkać lokalne zsiadłe
mleko, maconi. Na uwagę zasługuje
gruzińskie pieczywo, puri.
Wrzecionowate szoti, okrągłe
lawasze czy też trójkątne mcchadi – wszystkie są wypiekane
pradawną techniką w glinianych piecach lub patelniach i smakują wyśmienicie.
Kulinarną wizytówką Gruzji jest chaczapuri,
okrągły placek z ciasta podobnego do pizzy, wypełniony (chaczapuri imeruli), polany
(chaczapuri megruli) serem, jakiem
sadzonym i masłem (chaczapuri adżaruli)
lub fasolą (lobiani). Fasola pojawia
się zresztą jeszcze w innym popularnym daniu, lobio. Kolejnym charakterystycznym daniem są chinkali, pierogi w kształcie sakiewek, które Gruzini jedzą
palcami, trzymając za dziubek, gdzie łączy się ciasto. Chinkali występują najczęściej w odmianie mięsnej, grzybowej,
serowej lub ziemniaczanej.
W kuchni gruzińskiej nie brakuje mięsa: drobiu, wieprzowiny, wołowiny
czy baraniny. Kurczak jest podawany chociażby w sosie jeżynowym czy też jako
potrawka duszona w sosie mleczno-czosnkowym (czmeruli). Lokalny mięsny szaszłyk to mcwadi, który po zawinięciu w kukurydziany placek, staje się już
gruzińskim kebabem. W karcie można też znaleźć gołąbki z baraniny zawinięte w
liście winogron (dolma), smażony ser sulguni, paprykę i bakłażan nadziewane
pastą orzechową. Na straganach z owocami wiszą natomiast intrygujące sznurki
podobne do świecy. Jest to oryginalny czurczhele,
lokalny deser, nazywany „gruzińskim snickersem”. Orzechy, po nawleczeniu na
sznurek, zanurza się w gęstym owocowym kisielu, który następnie zastyga,
tworząc powłokę.
Przeczytaj również na polska-gotuje.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz