Często kończy się poparzeniami,
tłustymi plamami na ubraniu i koniecznością wywietrzenia kuchni, a nawet całego
domu. Chociaż może trochę przesadzam i nie wygląda to aż tak źle… Jednak mimo
wszelkich zagrożeń, od kilku lat pączki na Tłusty Czwartek przyrządzam własnoręcznie
w domu. Być może dlatego, że spędziłam już kilka Tłustych Czwartków za granicą,
gdzie ze względu na brak tradycyjnych polskich pączków (z konfiturą różaną i
polanych lukrem), trzeba było je samemu usmażyć.
Pączki w Tłusty Czwartek to chyba jedna z naszych najgłębiej zakorzenionych
tradycji kulinarnych – nie znam osoby, która tego dnia nie skusiłaby się choć
na jednego pączka. I chociaż system reglamentacji żywności już dawno został
wycofany, u Bliklego na Nowym Świecie co roku ustawiają się długie kolejki. Polskie
pączki opisywane były już przez Mikołaja Reya. Tradycyjnie przyrządza się je z
mąki pszennej i smaży w głębokim tłuszczu: oleju lub smalcu. Przeciętny Polak
zjada w Tłusty Czwartek 2,5 pączka, zaś wszyscy Polacy - prawie 100 milionów.
Najlepsze pączki jadłam… w niewielkiej cukierni w Zakopanem (Cukiernia Magda,
Droga do Olczy 34). Jeżeli tam kiedyś
przypadkiem traficie, gorąco polecam zarówno małe pączusie, jak i te duże w
kształcie warkoczy. No i kremówki papieskie, ale to już osobna historia. W Warszawie
natomiast (oprócz moich własnych, oczywiście ;)) najbardziej smakują mi małe
pączki od Strzałkowskiego. Nie
pogardzę również tymi klasycznymi od Bliklego, chociaż malkontenci narzekają,
że nie są już one takie jak dawniej. Dużą sławą cieszy się okienko przy
Chmielnej (Cukiernia Pawłowicz, ul. Chmielna 13) – pewnie ze względu na zapach,
który kusi zawsze, gdy się tamtędy przechodzi. Tamtejsze pączki są smażone na
miejscu i podawane jeszcze ciepłe, świeżutkie, ociekające lukrem. Do wyboru
rozmaite nadzienia i posypki. Polecam zwłaszcza zimą. Trzeba jednak zaznaczyć, że
nie są to tradycyjne pączki: mają cieńszą, bardziej delikatną skórkę i przypominają
trochę berlinery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz