Któż, poza samymi mieszkańcami, zagłębiałby się w spokojne uliczki
dzielnic, w których stoją tylko domy i może jakiś sklepik osiedlowy? Takie miejsca
są tylko po to, by w nich mieszkać, a resztę spraw i tak załatwia się w
centrum...W Warszawie jednak rzeczy mają się inaczej. Ponieważ niewielka liczba
zabytków przetrwała wojnę w nienaruszonym stanie, to właśnie takie dzielnice
mieszkalne są źródłem inspiracji. Stare modernistyczne wille pamiętają jeszcze
Piłsudskiego i skrywają wiele ciekawych historii. Nawet jeśli nie ma tam
żadnych innych atrakcji, są to miejsca w sam raz na spokojną przechadzkę.
Nierzadko zdarza się, że mieszkańcy takich dzielnic właśnie z nimi
identyfikują się w pierwszej kolejności, a między członkami tych społeczności
powstaje silna więź. Niekiedy otwierają się kawiarenki i restauracje
nakierowane przede wszystkim na nich, a jeżeli pomysł się sprawdzi i przyjmie,
wkrótce zaczną tu przyje chodzić ludzie „z zewnątrz”. Zawsze miałam kilka takich ulubionych miejsc w Warszawie, w których
mogłabym kiedyś zamieszkać. W tym cyklu chciałam przybliżyć Wam pokrótce ich
historię, klimat, atrakcje i ewentualnie zaplecze gastronomiczne.
Dobry przykład stanowić może chociażby spokojna północna część osiedla Stegny tuż pod skarpą Warszawską, na granicy z Sielcami.
Dominuje tu niska stara zabudowa, kilka mniejszych firm ma swoje siedziby. Po
drugiej stronie ulicy Idzikowskiego mieszczą się ogródki działkowe, więc
jeszcze przez jakiś czas wysokie budynki nie zakłócą poczucia przestrzeni. Blisko
stąd do Królikarni
i do ulicy Puławskiej z kilkoma fajnymi knajpkami. A dosłownie o kilka kroków
oddalony jest niesamowity park Arkadia, w którym jeszcze przed wojną stał
pałac. Dziś, park skrywa przed przejeżdżającymi tędy kierowcami trzy duże stawy
i malownicze ścieżki.
Coraz więcej ludzi przeprowadza się na Wawer. W południowej części tej dzielnicy jest jeszcze wiele niezabudowanych
terenów a niskie nowe domy gwarantują ładny widok z okna. Przez to można się
poczuć trochę jak poza miastem, choć wbrew pozorom, Wawer jest świetnie
skomunikowany z resztą Warszawy. I przede wszystkim blisko stąd do Międzylesia,
innych pięknych terenów i niezwykłych miejsc, jak chociażby Kinokawiarnia Stacja Falenica.
Jest to kino i kawiarnia 2 w 1 zlokalizowana dosłownie na stacji kolejowej.
Miejsce z oldschoolową duszą, ambitnym repertuarem i świetną kawą!
Dzielnicą osnutą największą legendą jest Żoliborz. Posiada on wszelkie atuty: jest niedaleko Centrum (choć
widok na wieżowce od tej „drugiej” strony sprawia, że czuję się nieswojo), ma
metro, sporo zieleni, zabytki (Cytadela, Powązki) i zaplecze
kulturalno-gastronomiczne o ugruntowanej pozycji. W części zwanej Żoliborzem
Dziennikarskim, zamieszkiwanym niegdyś przez znanych literatów, zachowały się
domy z końca lat 30-tych.
Jedną z najbardziej atrakcyjnych części Warszawy są Filtry i Stara Ochota. To bardzo spokojny rejon, graniczący z
Centrum, lecz stanowiący swoistą enklawę. Rzadko się tędy przejeżdża, lecz sporo
słyszy za sprawą Filtrów,
które jako zabytek, pozostaną nietknięte przez lata, zapewniając tym samym
zieloną przestrzeń. Okoliczne stare domy i kamienice urzekają przedwojennym
charakterem, a w okolicy mieści się kilka modnych kawiarni, w tym Filtry Cafe, gdzie
niestety trzeba swoje odczekać.
Od najdawniejszych czasów jedną z moich ulubionych części Warszawy było Powiśle. Nie jest to może typowo
mieszkalna dzielnica, zwłaszcza odkąd powstały tu Biblioteka UW i Centrum Nauki
Kopernik. Pierwsza instytucja uczyniła Powiśle bardzo studenckim, natomiast
druga – jest przejawem pozytywnych zmian i rozwoju infrastruktury na nabrzeżu
Wisły. O Powiślu słyszy się sporo w negatywnym kontekście, ponure, gęsto
stojące, stare bloki noszą jeszcze ślady wojny, a mieszkająca tu społeczność
wydaje się jakby zamknięta. Z drugiej strony, jest sporo parków,
zrewitalizowanych kamienic i nowoczesnych apartamentowców. Jest więc spokojnie
i różnorodnie, a także smacznie, gdyż ta okolicy pretenduje ostatnio do miana
gastronomicznego centrum miasta. Uzasadniają to na pewno liczne nieduże lokale
utrzymane w nowatorskiej konwencji, oparte na ciekawym pomyśle młodych
przedsiębiorców. Latem powstały na przykład Lody na patyku, które mimo wszelkich niedogodności
(psująca się zamrażarka, kolejki) przyciągają rzesze zwolenników. Życie
rozkwita tu tak naprawdę późną wiosną wraz z otwarciem sezonowo działającego
popularnego Cudu nad Wisłą.
Przez cały rok można natomiast zjeść w Dziurce od Klucza. Największą i bezsporną zaletą
tego lokalu jest jego wystrój: fioletowo-biała tonacja, smakowite warzywa i
półprodukty na półkach, czy też nitki robionego na miejscu makaronu zwisające
nad ladą. Restauracja serwuje jedzenie włoskie, codziennie zmienia się menu. W
takiej uroczej scenerii wszystko będzie dobrze smakować, choć faktem jest, iż
aż się prosi o jakąś drobną dekorację na talerzu, chociażby zielony listek
bazylii. Lokal jest niewielki, troszkę ciasny, a więc będzie tu albo zbyt
duszno albo za chłodno z powodu otwartych drzwi. Obsługa być może nie jest
nadzwyczajna (tak przynajmniej trafiłam), lecz miejsce pozostaje w pamięci.
Do Dziurki na obiad, a na małe co nieco do O Obrotach Ciał Niebieskich.
To w zasadzie kawiarnia mieszcząca się zaledwie ulicę dalej na parterze nowego
bloku. W środku jest jasno, i całkiem przyjemnie za sprawą wygodnych foteli i
kanap. Tutaj dla odmiany napijemy się kawy, shake’a i innych alkoholowych lub
bezalkoholowych trunków (całkiem spory wybór) i zjemy smaczne oryginalne ciasto
(raczej tarty owocowe i serniki niż torty) oraz śniadanie i lunch.
W następnym odcinku: Saska Kępa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz