Strony

środa, 21 listopada 2012

Wieczór z winem Jacob’s Creek



W ubiegły czwartek “Podróże od Kuchni” zostały zaproszone do restauracji "Papu" na kolację połączoną z degustacją win marki "Jacob’s Creek". Gościem wieczoru był Chris Morrison, australijski sommelier, który zadbał o to, by blogerzy wyszli z tego spotkania bogatsi o szereg ciekawych informacji na temat win oraz ich łączenia z potrawami. 

Sześciodaniowa kolacja trwała aż cztery godziny i wystawiła na ciężką próbę pojemność naszych żołądków, tym bardziej że serwowane porcje nie były bynajmniej ulgowych rozmiarów. Wszystkie dania były jednak tak dobre a wina -  doskonale do nich dopasowane, że robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by nic na talerzu nie zostawić, tym bardziej, że miła atmosfera oraz odpowiednia temperatura serwowanych trunków znakomicie sprzyjają konsumpcji. Zaznaczę również, że danie wraz z dobranym do niego winem (czy na odwrót?) stanowią całość, jako że wino pomaga wydobyć z jedzenia głęboki smak i potrafi całkowicie odmienić oblicze potrawy. 

 Na pierwszy ogień poszedł tatar z łososia z ziarnami prażonego sezamu w towarzystwie wina Jacob’s Creek Chardonnay Pinot Noir. To właśnie ono najbardziej przypadło mi do gustu - zapewne dlatego, że generalnie lubię to, co musuje i nie jest wybitnie wytrawne. 

Następnie podano filet z dorsza z groszkiem cukrowym i bobem wraz z winem Jacob’s Creek Chardonnay. Ryba była delikatna, lecz przeszkadzała mi w niej kolendra, której nie lubię. Później przyszła kolej na grasicę w panierce z orzechów laskowych. To danie miałam okazję spróbować po raz pierwszy. Jest ono ponoć dostępne jedynie w dwóch warszawskich restauracjach. Orzechy moim zdaniem zdominowały smak grasicy, choć zwolennicy tego typu potraw pewnie by go docenili. Do tego podano wino Jacob’s Creek Chardonnay Reserve, które – jak wyjaśnił nam Chris Morrison – od Chardonnay różni się pochodzeniem (jest charakterystyczne dla konkretnego regionu). 

Kolejne dwa dania minęły pod znakiem win czerwonych. Najpierw na stole pojawiła się kaczka w śliwkowym balsamico wraz z winem Jacob’s Creek Shiraz Cabernet. Dowiedzieliśmy się przy tej okazji, że Australijczycy są jedynym narodem mieszającym Shiraz z Cabernet. Choć nie jestem ani wielką fanką kaczki ani czerwonego wina, obie rzeczy były naprawdę dobre. W tym momencie nikt już nie miał miejsca w żołądku na więcej, lecz oto zaserwowano danie, na które czekałam najbardziej: filet mignon z kryształami soli lawendowej oraz wino Jacob’s Creek Shiraz Reserve. Muszę przyznać, że tego wieczoru największe wrażenie zrobił na mnie sos do mięsa, a wszystko za sprawą ciekawej orientalnej nuty. 

I wreszcie nadszedł czas na deser, czyli truskawki zapiekane w zabaglione. Zdążyłam już zatęsknić na truskawkami, a te – w połączeniu z Jacob’s Creek Moscato – były wyśmienite. Samo wino lada chwila zadebiutuje na polskim rynku. Musujące i bardzo słodkie, jest wprost idealne na przyjęcie imieninowe lub sylwestra.  

Korzystając z okazji, zakończę ten wpis skróconą recenzją restauracji Papu. Przede wszystkim bardzo dobrze tu karmią. Ceny do niskich nie należą, lecz jest to po prostu porządna restauracja z (głównie) polską kuchnią utrzymaną na wysokim poziomie. Wystrój jest adekwatny do karty dań: elegancki, tradycyjny, ze smakiem. Miejsce znakomicie nadaje się na uroczystą kolację lub obiad z udziałem zagranicznego gościa.

2 komentarze: