W ubiegły czwartek “Podróże od Kuchni” zostały zaproszone do restauracji "Papu" na kolację połączoną z degustacją
win marki "Jacob’s Creek". Gościem
wieczoru był Chris Morrison, australijski sommelier, który zadbał o to, by blogerzy
wyszli z tego spotkania bogatsi o szereg ciekawych informacji na temat win oraz
ich łączenia z potrawami.
Sześciodaniowa kolacja trwała aż cztery godziny i wystawiła na ciężką próbę
pojemność naszych żołądków, tym bardziej że serwowane porcje nie były bynajmniej
ulgowych rozmiarów. Wszystkie dania były jednak tak dobre a wina - doskonale do nich dopasowane, że robiliśmy
wszystko, co w naszej mocy, by nic na talerzu nie zostawić, tym bardziej, że
miła atmosfera oraz odpowiednia temperatura serwowanych trunków znakomicie
sprzyjają konsumpcji. Zaznaczę również, że danie wraz z dobranym do niego winem
(czy na odwrót?) stanowią całość, jako że wino pomaga wydobyć z jedzenia
głęboki smak i potrafi całkowicie odmienić oblicze potrawy.
Na pierwszy ogień poszedł tatar z łososia z ziarnami prażonego sezamu w
towarzystwie wina Jacob’s Creek Chardonnay Pinot Noir. To właśnie ono
najbardziej przypadło mi do gustu - zapewne dlatego, że generalnie lubię to, co
musuje i nie jest wybitnie wytrawne.
Następnie podano filet z dorsza z groszkiem cukrowym i bobem wraz z winem Jacob’s Creek Chardonnay. Ryba była
delikatna, lecz przeszkadzała mi w niej kolendra, której nie lubię. Później
przyszła kolej na grasicę w panierce z orzechów laskowych. To danie miałam
okazję spróbować po raz pierwszy. Jest ono ponoć dostępne jedynie w dwóch
warszawskich restauracjach. Orzechy moim zdaniem zdominowały smak grasicy, choć
zwolennicy tego typu potraw pewnie by go docenili. Do tego podano wino Jacob’s Creek Chardonnay Reserve, które –
jak wyjaśnił nam Chris Morrison – od Chardonnay
różni się pochodzeniem (jest charakterystyczne dla konkretnego regionu).
Kolejne dwa dania minęły pod znakiem win czerwonych. Najpierw na stole
pojawiła się kaczka w śliwkowym balsamico
wraz z winem Jacob’s Creek Shiraz
Cabernet. Dowiedzieliśmy się przy tej okazji, że Australijczycy są jedynym
narodem mieszającym Shiraz z Cabernet. Choć nie jestem ani wielką
fanką kaczki ani czerwonego wina, obie rzeczy były naprawdę dobre. W tym
momencie nikt już nie miał miejsca w żołądku na więcej, lecz oto zaserwowano danie,
na które czekałam najbardziej: filet mignon
z kryształami soli lawendowej oraz wino Jacob’s
Creek Shiraz Reserve. Muszę przyznać, że tego wieczoru największe wrażenie
zrobił na mnie sos do mięsa, a wszystko za sprawą ciekawej orientalnej nuty.
I wreszcie nadszedł czas na deser, czyli truskawki zapiekane w zabaglione. Zdążyłam już zatęsknić na
truskawkami, a te – w połączeniu z Jacob’s
Creek Moscato – były wyśmienite. Samo wino lada chwila zadebiutuje na
polskim rynku. Musujące i bardzo słodkie, jest wprost idealne na przyjęcie imieninowe
lub sylwestra.
Korzystając z okazji, zakończę ten wpis skróconą recenzją restauracji Papu. Przede
wszystkim bardzo dobrze tu karmią. Ceny do niskich nie należą, lecz jest to po
prostu porządna restauracja z (głównie) polską kuchnią utrzymaną na wysokim
poziomie. Wystrój jest adekwatny do karty dań: elegancki, tradycyjny, ze
smakiem. Miejsce znakomicie nadaje się na uroczystą kolację lub obiad z
udziałem zagranicznego gościa.
Smakowicie! :)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńPozdrawiamy Thanksgivingowo!