wtorek, 8 maja 2012

Wilanów, mój dom

Jakie elementy najlepiej nas definiują i mogłyby znaleźć się w takiej nieformalnej autoprezentacji? Uważam, że oprócz naszych zainteresowań oraz osób, z którymi spędzamy czas, identyfikujemy się również z miejscem zamieszkania. Moim pierwszym domem jest więc Wilanów. Nie piszę: Warszawa, ponieważ w niektórych jej dzielnicach w ogóle nie bywam. W Wilanowie natomiast mieszkam od urodzenia i w czasach podstawówki czy gimnazjum, moje życie towarzyskie odbywało się przeważnie w jego granicach. Nie mam problemu ze wskazaniem tu takich naturalnych miejsc spotkań. Zapraszam więc do moich ulubionych zakątków południowej Warszawy!  

Zdjęcie pochodzi z dodatku do GW "Dekady"
Zacznijmy od kilku faktów historycznych. Pierwsze pisemne wzmianki na temat Wilanowa (który funkcjonował w przeszłości pod nazwą Milanów) pochodzą ze średniowiecza, a ślady osadnictwa jeszcze z czasów starożytnych. Pałac wybudowany w XVII wieku jako rezydencja króla Jana III Sobieskiego, w niezmienionej postaci przetrwał okres II wojny światowej, gdyż stacjonowały w nim wówczas oddziały niemieckie. Należy pamiętać, że taki los spotkał nieliczne warszawskie zabytki. Po śmierci władcy, „Polski Wersal” przechodził w ręce kilku znamienitych szlacheckich rodów. Co ciekawe, w kolejnych okresach zasadniczą rolę w przywracaniu budowli świetności odgrywały kobiety (Elżbieta Sieniawska, Izabela Lubomirska). Spore kontrowersje wzbudziło odmalowanie Pałacu w jaskrawych kolorach przed kilkoma laty. Barwy są ponoć jednak oryginalne. Otaczający go Park Wilanowski to ulubione miejsce par młodych oraz ich ślubnych fotografów, ale generalnie jest on mniej zatłoczony niż np. Łazienki, dlatego też znakomicie nadaje się na niedzielny spacer. 


Inną budzącą spory kwestią jest… dobór właściwego przyimka. Znam kilka urodzonych tu osób, które mówią „na Wilanowie”, mi jednak zawsze jakoś lepiej brzmiało „w Wilanowie”. Mało tego, przy alei Wilanowskiej stały kiedyś obok siebie dwa billboardy reklamujące apartamenty w tej dzielnicy i na każdym została użyta inna forma. Prawdopodobnie, oba wyrażenia są poprawne. Jak wyjaśnia jedno ze źródeł, wszystko zależy od kontekstu.  

Odkąd poświęcam większą uwagę restauracjom i kawiarniom, zaczęłam również analizować pod tym kątem sytuację w Wilanowie. Wraz z rozbudową Miasteczka Wilanów wydłużyły się jedynie korki na drogach do Centrum, natomiast nie wydaje mi się, by zaplecze gastronomiczne rozszerzyło się proporcjonalnie do wzrostu liczby mieszkań. Miasteczko może i pretenduje do miana drugich Kabat, jednak nie jest jeszcze całkiem samowystarczalne. Nie zmienia to faktu, iż w każdy słoneczny dzień przybywają w te strony rzesze rowerzystów. Przyczyniają się do tego zapewne ciekawe trasy rowerowe i ogródki piwne, a wśród nich ten najpopularniejszy - sezonowa Plaża Wilanów (róg Wilanowskiej i Przyczółkowej). O ile w dzieciństwie często jeździłam do Powsina, tak od jakiegoś czasu moja ulubiona trasa biegnie za Jeziorem Wilanowskim, nieopodal ruin pałacu w Morysinie. (Morysin oraz pobliski Natolin były XIX-wiecznymi rezydencjami filialnymi Wilanowa). Przejeżdżając czy to tamtędy, czy też skrótem prowadzącym na Ursynów i mijając te pola i lasy, czuję się trochę jak na wsi, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W trakcie kursu na prawo jazdy część godzin wyjeździłam na Zawadach i w Okrzeszynie (na wschód i południowy wschód od Wilanowa) i do dziś pamiętam wieczorne mgły zalegające na łąkach, wlokące się ciągniki z kapustą albo dziką wysoką skarpę na lewym brzegu Wisły. Nie ma co się dziwić: Wilanów został włączony w granice Warszawy dopiero w 1951 roku…
Najpopularniejsze w Wilanowie dzikie zwierzę

Nawet jeśli akurat pada deszcz, lubię Wilanów listopadowy. Co rok, w Dniu Wszystkich Świętych odwiedzam tutejszy cmentarz, kameralny i dobrze zachowany. Został on założony na początku XIX wieku. Nieco starszy jest Kościół św. Anny, przebudowany wg projektu naczelnego architekta przedwojennej Warszawy, Henryka Marconiego. Na zainteresowanych czeka w środku ciekawostka: po prawej stronie od głównego wejścia wisi wykopana tu kiedyś kość mamuta. Klimat tamtych lat zachował również gmach poczty, który na początku XX wieku pełnił rolę stacji tzw. kolejki wilanowskiej. W pierwszych latach jej funkcjonowania podróż konnym pociągiem spod Belwederu do Wilanowa zajmowała około 40 minut.
Co prawda, Wedel ma swoje Pijalnie Czekolady w całej Polsce, lecz spośród wszystkich, w których byłam, najchętniej chodzę do tej wilanowskiej. Latem można tu usiąść na zewnątrz, ale w środku wcale nie jest gorzej. Do tego pitne czekolady są gęste i aromatyczne.  
Inny wart uwagi adres to MałaCzarna Café w Miasteczku Wilanów przy ul. Klimczaka. Póki co, jest to chyba jedyne tego typu miejsce w okolicy, gdzie można pogadać zwłaszcza przy drinku, ewentualnie kawie i jakiejś przekąsce. Polecam napoje: od koktajli witaminowych po owocowe drinki. Rozbudowane jest również menu dla osób będących na diecie. Lokal ma wszelkie predyspozycje, by być miejscem modnym, lecz jest na tyle ukryty, że przychodzą do niego przede wszystkim mieszkańcy okolicznych bloków i wcale nie ma tu nieznośnych tłumów. Dopóki taka sytuacja się utrzyma, będę Małą Czarną polecać. Kawiarnia jest kameralna i podoba mi się jej wystrój: nieco nowoczesny, z rzucającą się w oczy podświetlaną kamienną ladą.

Wreszcie, w Wilanowie znajduje się niewielka filia mojej ulubionej warszawskiej cukierni. Mowa oczywiście o Strzałkowskim przy ul. Kosiarzy, gdzie można również wypić kawę. Pozostałe filie znajdują się na Tamce i na Starówce. Szczególnie smaczne są małe pączki i małe eklerki, lecz zastać je można jedynie rano. Niezłe są również kremówki, sokoły i zygmuntówki. Tak dla Waszej informacji, ostatnie z nich to zwycięzca konkursu na oficjalne ciastko Warszawy, zorganizowanego w 2009 roku przez Ratusz oraz Cech Rzemiosł Spożywczych. Nazwę wybrali w plebiscycie internauci. Poznaniacy mają swoje rogale, są też kremówki wadowickie i obwarzanki krakowskie. Warszawa co prawda miała wuzetki, wymyślone na przełomie lat 40. i 50. (nazwa pochodzi od trasy W-Z lub też jest skrótem od wyrażenia „Wypiek Z Kremem”), ale władze zadecydowały, że przyda się jakaś odmiana. Zygmuntówkę można dziś kupić jedynie w wybranych cukierniach. Ciastko będzie pewnie dla wielu zbyt słodkie. Dzieje się w nim bowiem dość dużo: mamy florentynkowy spód, nadzienie z musu czekoladowego, konfitury żurawinowej i bitej śmietany oraz bezowy wierzch. Z powodzeniem może więc zastąpić kilka mniejszych ciastek.
W Miasteczku Wilanów otwiera się również właśnie filia cukierni Batida. Nie należy ona do najtańszych, lecz z pewnością ma wyrobioną już markę i tradycję.  Ich produkty można nabyć również w Cukierni Wiedeńskiej na Sadybie. Przez lata moim ulubionym ciastem był ich marcepanowo-kawowy torcik Javanais.     

Wilanów to dzielnica wielu kultur. Przede wszystkim mieści się tu kilka ambasad, a co za tym idzie, w okolicy mieszkają dyplomaci, zaś ich dzieci uczęszczają do jednej z kilku międzynarodowych szkół. Znajduje się tu również nieduży meczet. Jest i pole golfowe, a jakby tego było mało, ma powstać nowa siedziba PZPN-u. Wilanów jest też planem filmowym wielu seriali, a w pobliżu mieszkają politycy i „gwiazdy” telewizji. Gdyby dla kogoś zrobiło się za ciasno, warto przejść się na sąsiednią Sadybę, gdzie powstało pierwsze w Polsce kino IMAX (Sadybę lubię jednak przede wszystkim za osiedle z przedwojennymi  willami). Choć mieszkam dość daleko od metra, na komunikację miejską nie narzekam, chociażby z tego względu, że dojeżdżają tu 4 nocne linie autobusowe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz