W ten weekend odbywa się kolejny wyścig
z cyklu Indy Car Series na słynnym torze w Indianapolis. Dzięki determinacji
Ani i uprzejmości Bena byłam tam rok temu, kiedy triumfował Dan Wheldon, ten
sam, który zginął kilka miesięcy później w tragicznym wypadku na torze w Las
Vegas.
Cykl Indy Car Series jest stosunkowo młody, ale mówiąc „Indy 500” ma się na
myśli wszystkie wyścigi w historii, jakie odbywały się na Indianapolis Motor
Speedway w ostatni weekend maja, a tych było już 95. Choć ścigają się tu także
motocykliści, ścigali się również kierowcy Formuły 1, to właśnie majowe zawody mają
najdłuższą tradycję i przyciągają rekordowe rzesze amerykańskich kibiców. Popularnością
dorównać im mogą jedynie wyścigi NASCAR (pamiętacie je pewnie z filmu „Auta”).
Obie kategorie są zresztą do siebie bardzo podobne: często startują w nich ci
sami kierowcy, na tych samych torach.
Indy 500 to dobry interes dla okolicznych mieszkańców niezwiązanych z tą
dyscypliną. Właściciele malutkich domków w pobliżu toru za 10-20 $ wynajmują
miejsce na swoim trawniku kierowcom, którzy chcą zaparkować i w ten sposób w
jeden weekend mogą zarobić więcej niż przez miesiąc. Na takie zawody Amerykanie
przyjeżdżają całymi rodzinami (często przyczepami kempingowymi), jeszcze na
długo przed startem, zaopatrzeni w koce, grille, radio. Tak więc na rozległym
zielonym terenie wewnątrz toru panuje iście piknikowa atmosfera, nawet jeśli
nie widać dobrze przebiegu wyścigu. Można za to rozłożyć się na kocu, popijając
lemoniadę i się poopalać, gdyż o tej porze roku Słońce w stanie Indiana mocno
operuje. Więcej widać natomiast z trybun, gdzie wstęp jest już droższy. W
przeciwieństwie do Formuły 1, kierowcy jeżdżą po torze zewnętrznym. Nie ma więc
ostrych zakrętów, przez co automatycznie wzrasta średnia prędkość. Jak wskazuje
nazwa, do pokonania jest 500 mil, czyli w sumie 200 okrążeń.
Wyścigom towarzyszą oczywiście rozmaite spektakularne pokazy, na przykład
najnowocześniejszych samolotów wojskowych, przelatujących ponad publicznością. Najwięcej
emocji wywołuje jednak sam wyścig. W zeszłym roku na 10 okrążeń przed metą na
prowadzeniu była Danica Patrick. To nie jedyna kobieta startująca w Indy Car
Series, lecz najlepsza i najsławniejsza. Wydawało mi się wcześniej, że
popularność zdobyła głównie dzięki reklamom, ale tak nie jest. Danica nierzadko
kończy zawody w pierwszej dziesiątce, a kibice naprawdę ją lubią i przyznają,
że jest dobra. A że wychowywała się w sąsiednim Illinois, w Indianapolis zawsze
może liczyć na gorący doping.
Tradycją jest, że zamiast szampana, zwycięzca Indy 500 otwiera... butelkę mleka. Aby poczuć niesamowitą atmosferę tego sportowego święta po prostu trzeba tu przyjechać. Większość zawodów z cyklu Indy Car Series odbywa się bowiem w Stanach i to pewnie dlatego wywołują tu one takie emocje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz