W wieku lat 15 spędziłam trzy
tygodnie na obozie językowym w Dublinie. Międzynarodowe towarzystwo, trochę
nauki, trochę zwiedzania – taki Erasmus dla gimnazjalistów można by rzec. Byłam
wtedy ciut za młoda, by teraz wspominać atmosferę zadymionych pubów, czy smak
schłodzonego Guinnessa. Ile więc zapamiętałam z Zielonej Wyspy? Szczerze
mówiąc, nie za wiele. Po pierwsze, przywiozłam stamtąd nieznane jeszcze wówczas
w Polsce pięciopalczaste skarpetki. Tak, w Dublinie sporo było takich
śmiesznych i oryginalnych sklepików. W moim znalezionym między książkami
pamiętniku wyczytałam natomiast tyle, że w Irlandii było zimno i że często
padało.
Jednym z bardziej wyraźnych wspomnień, jakie mnie nachodzi w związku z
Dublinem, jest smak carrot cake – ulubionego ciasta Brytyjczyków, jak pokazały
wyniki jednego z plebiscytów. Może i
jest ono bardziej angielskie niż irlandzkie, ale to tam spróbowałam je po raz
pierwszy, tam zajadałam się nim codziennie, tam też odkryłam kawiarnię z najlepszym
ciastem marchewkowym, jakie dane mi było do tej pory skosztować. Dlatego też
piszę o nim w nawiązując do Dublina, a nie Londynu. Carrot cake to nie jedyny i nie najdziwniejszy przykład dodawania warzywa
do ciasta. Są też wypieki z cukinią, dynią, a nawet batatami. Ze względu na jej
słodki smak po upieczeniu, marchew wykorzystywano do deserów już kilkaset lat
temu. Z powodzeniem zastępowała ona cukier - wówczas dobro luksusowe. Z tego
względu szczyt popularności carrot cake’a przypada na lata II wojny światowej,
kiedy żywność racjonowano i potrzebne były posiłki bogate w substancje
odżywcze. Dziś nie rezygnuje się z cukru, zaś marchew zapewnia ciastu przede
wszystkim miękką i wilgotną konsystencję. Choć carrot cake zyskał miano
narodowego deseru na Wyspach, źródła donoszą, że pochodzi… ze Szwecji. A my
Polacy nie gęsi i swój carrot cake mamy: na Lubelszczyźnie od dawna wypieka się… marchwiak.
Po krótkiej chwili zastanowienia przypomniałam sobie nazwę tamtej kawiarni
i odszukałam ją na mapie. Jeśli więc będziecie kiedyś w Dublinie i nagle
spadnie Wam poziom cukru we krwi, koniecznie zapytajcie o Insomnię (obecnie cała sieć kawiarni). Jak
dla mnie sukces ich carrot cake’a tkwi w recepturze kremu: jest on mniej
twarożkowy, a bardziej słodki, czyli taki, jaki lubię. Taki był przynajmniej te
10 lat temu. Przy okazji radzę spróbować Hot Angel, czyli gorącą białą
czekoladę, również wyśmienitą. Nie jest to najpowszechniejszy napój, więc tym
bardziej ze świecą szukać takiej porządnie przyrządzonej… Może i dobrze, że tam
padało, bo w upał nikt nie miałby ochoty na taką dawkę cukru.
Wypróbowałam kilka przepisów na carrot cake i po najlepszy odsyłam do Moich Wypieków. Sprawdza się on również do babeczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz