Czy to jadąc na wakacje samochodem, czy przesiadając się na lotnisku – mijamy niekiedy różne kraje, nie zatrzymując
się w nich na dłużej niż na noc. Wpisujemy je na listę państw, w których byliśmy, gdyż mamy do tego pełne prawo, ale pozostają one dla nas nieodkryte. Przedstawiam poniżej listę krajów, w których byłam (i o których nie planuję
napisać w najbliższym czasie w innym kontekście), ale o których wciąż niewiele
mogę powiedzieć. Postanowiłam przy okazji znaleźć jakąś ciekawostkę na temat każdego z
nich, tak aby mieć inspirację do kolejnej, dłuższej wizyty.
Liechtenstein – państwo - księstwo, które samo w sobie jest
ciekawostką - nie trzeba wcale zagłębiać się w jego historię. 160 km 2 jego
powierzchni zamieszkiwanych jest przez zaledwie 36 tysięcy ludzi. Postanowiłyśmy
na własne oczy zobaczyć ten raj podatkowy i pomimo późnej pory, wracając ze Szwajcarii do Austrii, na chwilę zajechałyśmy do Liechtensteinu, tym samym dodając
go do listy państw zaliczonych. Oczywiście niewiele dało się wówczas zwiedzić i
głównym spostrzeżeniem, jakie zapadło mi w pamięć, były wyjątkowo niskie ceny
paliwa (szczególnie w porównaniu do cen, które zostawiłyśmy u zachodniego
sąsiada).
Słowenia – mijana
przeze mnie 3 razy (licząc drogę powrotną – 5, w tym z jednym noclegiem) w drodze na
Bałkany. Jako kraj górzysty, jest ważnym ośrodkiem sportów zimowych. Chyba
najbardziej charakterystyczną atrakcją jest to oto miejsce.
Węgry – w Budapeszcie przesiadałam się dwa razy, przez
Węgry przejeżdżałam też w drodze na Bałkany. Miasto zwiedzałam jednak w wieku 8
lat i niewiele z tego pamiętam. W okresie, kiedy mieliśmy wspólną granicę(do II
wojny światowej), Węgry były tym sąsiadem, z którym układało się nam najlepiej.
Bywały takie lata w historii, kiedy na Uniwersytecie Jagiellońskim 25%
studentów stanowili Węgrzy.
San Marino – pełna nazwa kolejnego z tych malutkich państw
brzmi… Najjaśniejsza Republika San
Marino. Uznawane za najstarszą republikę świata, utworzoną w 301 roku
przez kamieniarza świętego Marinusa (stąd nazwa San Marino), jest jedynym
pozostałym do dziś włoskim miastem-państwem, jakie istniało w okresie sprzed
zjednoczenia kraju. Jego powierzchnia wynosi niewiele ponad 60 km 2. W 2008
roku historyczne centrum San Marino zostało wpisane na listę światowego
dziedzictwa UNESCO.
Dania – nie jest wcale tak mała, jak się wydaje, gdyż
to do niej formalnie należy Grenlandia (terytorium zależne z autonomią
przyznaną w 1978 roku), nad którą miałam okazją przelatywać i na której znajduje
się 13 miast liczących ponad tysiąc mieszkańców. Skandynawia to w ogóle bardzo
ciekawa kraina: sprawia wrażenie niezależnej od reszty świata, żyjącej własnym
życiem i rządzącej się własnymi prawami, trendami i modą. O ile trendy te
przyjmują się co jakiś czas w innych krajach (w szczególności jeżeli chodzi o
wystrój wnętrz), analogiczna relacja w drugą stronę nie jest już taka silna. Lotniska
skandynawskie znakomicie odzwierciedlają to, co jest w tych krajach najbardziej
charakterystycznego: ekologiczny i prosty, lecz przytulny wystrój, modne sklepy
i… pyszna kawa. Taki właśnie jest port lotniczy w Kopenhadze, w którym
spędziłam ok. 2 godziny.
Chiny – międzylądowanie bez wysiadania z samolotu to
najkrótsza z możliwych form pobytu w danym kraju, a w przypadku takiego państwa
jak Chiny, to zdecydowanie za mało. Zdarzyło mi się „międzylądować” w Kantonie
(Guangzhou). O Chinach można by wiele napisać, można też je
zwiedzać przez cały rok. Wszystko to wynika z faktu, że cywilizacja chińska
(jako jedna z dwóch w historii) trwa nieprzerwanie od trzeciego tysiąclecia
p.n.e. Kraj ten osiągnął swoją świetność równolegle z Cesarstwem Rzymskim, lecz
w przeciwieństwie do niego, nigdy nie upadł.
Rumunia – z racji położenia geograficznego, Rumunia jest
krajem górzystym o wielu szczytach przekraczających 2-2,5 tys. m. n. p. m. Dwa razy
przesiadałam się na lotnisku w Bukareszcie, ale samego miasta nie zdążyłam
zobaczyć.
Tajlandia – jedna z najpopularniejszych destynacji
turystycznych w Azji (i czerpiących największe dochody właśnie z tej gałęzi).
Dane mi było jedynie przespać się przez parę godzin na lotnisku w Bangkoku,
które już samo w sobie jest świątynią konsumpcji zaaranżowaną pod turystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz