Tak się ułożyło, że Szczawnica jest
dla mnie drugim domem i spędzam tam prawie każdy długi weekend. To jedno z tych
polskich miejsc, w których czas biegnie wolniej i nawet jeden czy dwa dni
wystarczą, by naładować akumulatory. Aby taka terapia okazała się jednak
skuteczna, trzeba wiedzieć, dokąd i kiedy się udać oraz jakich miejsc i
terminów unikać.
Dawno, dawno temu… Ze Szczawnicą wiąże się wiele historii i legend. Jedna z
nich opowiada o świętej Kindze, żonie Bolesława Wstydliwego, której nadał on
ziemię sądecką oraz Pieniny w XIII wieku. Podczas najazdu Tatarów Kinga
schroniła się na pobliskim Zamku Pienińskim, po którym dziś zostały jedynie
ruiny fundamentów. Szczawnica miała również swoją czarownicę, słynną na całe
Podhale. Grabinka, bo tak ją nazywano, potrafiła leczyć, czytać w myślach,
przepowiadać przyszłość i unieszkodliwiać czary. Najbardziej znanym z lokalnych
zbójników był natomiast Józef Baczyński, który osiedlił się na Rusi
Szlachtowskiej i wraz ze swoją bandą napadał na zamożnych.
Jako uzdrowisko, Szczawnica zaczęła
funkcjonować na początku XIX wieku, kiedy los złączył z tą ziemią wywodzącą się
z Węgier rodzinę Szalayów - stąd też miejscowość jest żywym pomnikiem serdecznych
stosunków polsko-węgierskich po dziś dzień. Niejaki Józef Stefan Szalay
zapragnął wybudować tu kurort na europejskim poziomie. A że przyjaźnił się z
profesorem UJ Józefem Dietlem, który pomógł mu zbadać skład lokalnych wód,
zaczęto je stosować w celach leczniczych. Właśnie Dietlowi poświęcony jest główny
szczawnicki plac.
W tamtych czasach przyjeżdżali tu
prezydenci i posłowie II RP, bywali też Fredro, Kraszewski, Sienkiewicz,
Konopnicka czy Matejko. Dzisiejsza Szczawnica zachowała wiele starego uroku. W
Parku Zdrojowym stoją opuszczone zabytkowe domy, które jednak objęte są ochroną
i zapewne na przestrzeni kilku lat zostaną odrestaurowane. W zasadzie każdy z
nich ma swoją długą i ciekawą historię. Z drugiej strony, nad krajobrazem
miasta górują ponure nieprzystające do reszty socjalistyczne bloki, sugerujące,
iż lata świetności już minęły. Na szczęście to nieprawda, gdyż za sprawą
prężnych władz i ogromnych dotacji unijnych Szczawnica rozkwita na nowo. Można
powiedzieć, że dzięki zmianom w ostatnich latach, ponownie ziścił się sen
Szalaya o kurorcie na poziomie europejskim.
Inny ród związany ze Szczawnicą i dla Szczawnicy zasłużony to stary
małopolski ród Stadnickich, który nabył te ziemie na początku XX wieku. Na
szczególną uwagę zasługuje postać hrabiego Adama Stadnickiego, któremu II wojna światowa
przeszkodziła w realizacji wielu projektów. Planował on m.in. wybudowanie drogi
łączącej Szczawnicę z Piwniczną. Choć dystans w prostej linii wynosi 16
kilometrów, takiej drogi nie ma do dziś. Należy zaznaczyć, że przez te
wszystkie lata Szczawnica wyrobiła sobie opinię regionalnego centrum mody -
wykształcił się tu lokalny styl zdobienia ubrań. Ponadto można mówić o
architekturze szczawnickiej oraz w ogóle o góralach pienińskich, którzy byli
zawsze antagonistycznie nastawieni do tych z Zakopanego.
Dziwić może fakt, że tak wiele domów posiada tu baterie słoneczne. Projekt
został sfinansowany przez Unię Europejską i każde chętne gospodarstwo musiało
pokryć jedynie 25 % kosztów. Pogoda jest tu jakby bardziej stabilna i tak na
przykład co roku można liczyć na białe święta. To, że wszystko toczy się
zgodnie z naturą odczuwają też zwierzęta. Nie trzeba wiele szczęścia by spotkać
chronioną salamandrę, czy stado saren. Moim zdaniem najlepsza pora na wyjazd w
polskie góry to druga połowa września, kiedy jest jeszcze ciepło, ale liście na
drzewach już zmieniają kolor i nie ma takich tłumów jak latem. W sezonie
natomiast kręci się tutaj sporo kuracjuszy i wycieczek szkolnych. Dotyczy to
zarówno wakacji, jak i sylwestra oraz majówki. Znam jednak miejsca, gdzie nie
natkniecie się na te tłumy nawet w sezonie.
Szczawnica turystyczna i Szczawnica
off-road
Najpopularniejsze turystyczne szlaki wiodą na Trzy Korony lub Sokolicę z
charakterystyczną samotną sosną na szczycie; do wąwozu Homole; na Palenicę,
gdzie latem działa zjeżdżalnia grawitacyjna, a zimą się jeździ na nartach i
skąd - niezależnie od pory roku - widać Tatry; wreszcie - na Bryjarkę, tę górę
wznoszącą się nad miastem, na której stoi krzyż. W 1907 roku zastąpił on krzyż
drewniany, przewrócony przez wichurę. Nie sposób nie wymienić tu spływu
Dunajcem. Taka atrakcja trwa ponad 2 godziny, a jej końcowy przystanek znajduje
się właśnie w Szczawnicy. Dunajcem spływano już wcześniej, ale turystom
udostępniono tratwy około 1840 roku. Na całym odcinku spływu biegnie wzdłuż
rzeki malownicza ścieżka do Czerwonego Klasztoru na Słowacji, wybudowana
jeszcze za Szalayów.
Wodospad Zaskalnik |
Znacznie mniej uczęszczane trasy
prowadzą do Białej Wody i na Durbaszkę. Szczególnym miejscem jest natomiast
Sewerynówka położona 2 kilometry od ulicy Szlachtowskiej. Nazwa wywodzi się od
imienia hrabiego Seweryna Fredry (brata Aleksandra), który tu bywał i miał swój
dom. Na Sewerynówce zaczyna się Popradzki Park Krajobrazowy i choć turyści
często przychodzą zobaczyć 4-metrowy wodospad Zaskalnik, jeden z największych w
Beskidach, dalej już mało kto się zapuszcza. A warto. Nieopodal stoi prawdziwa
góralska karczma, „Czarda”. Trzy godziny spaceru pod górę i jesteśmy na polanie
Przehyba, na którą niektórzy wjeżdżają rowerem. Widoki jednak nie wynagradzają
wysiłku, gdyż ścieżka wiedzie przez las. Zamiast tego, tuż przed Przehybą jest
polana pełna jagód, malin i jeżyn, która śni się potem po nocach każdemu, kto
się na niej zatrzyma.
Również na początku szlaku znajduje
się kilka interesujących obiektów. Pierwszy z nich to drewniana kapliczka, w
której latem odprawiane są msze. Wybudowana została dla Związku Nauczycielstwa
Polskiego, który kawałek dalej miał od 1922 roku swoje sanatorium. Podczas II wojny
światowej nocowali tu partyzanci i wykonywano wyroki na współpracujących z gestapo.
Po pożarze w 1944 roku próbowano odbudować sanatorium, ale kolejny pożar
przekreślił te plany i dziś można odnaleźć w tym miejscu tylko opuszczone
zarośnięte ruiny. W pobliżu natrafić można na grób niemieckiego żołnierza
zabitego przez partyzantów.
Najbardziej lubię trasę na
Bereśnik. Tuż za „Czardą” skręca ona w lewo. Z góry roztacza się przepiękny
wielowarstwowy widok na miasto, Dunajec,
Pieniny i Tatry. To chyba najlepsze miejsce w okolicy na podziwianie zachodu
Słońca. Jeżeli zdecydujemy się iść właśnie w tę stronę (zapewniam, że wrażenia
wizualne są lepsze), wędrówka dobiegnie końca w centrum, na placu Dietla, gdzie
jeszcze przed wojną był targ. W 1863 wybudowano tu „Dom nad zdrojami”, w którym
(z przerwami) działała pijalnia leczniczych wód. Po pożarze w 2002 roku została
ona odbudowana w starym szczawnickim stylu. Budynek połączony jest z elegancką
kawiarnią „Helenką” oraz willą „Szwajcarką”. Niegdyś należący do kompleksu
taras służył za galerię spacerową dla kuracjuszy. Dziś jest to zdecydowanie
najbardziej reprezentacyjne miejsce w całym uzdrowisku.
"Dom nad zdrojami" kiedyś i dziś |
Topografia
Do Szczawnicy wjeżdża się zawsze od
strony Krościenka nad Dunajcem. Do 1872 roku nie było tu jednak mostu i przez
rzekę przeprawiano się na tratwach lub nawet bez nich. Dziś dojazd samochodem z
Warszawy zajmuje 5-6 godzin. Najlepszym rozwiązaniem dla niezmotoryzowanych
będzie pociąg do Krakowa, a stamtąd – bezpośredni autobus do Szczawnicy.
Dzisiejsze Szczawnica Niżna i Szczawnica Wyżna stanowiły kiedyś dwie
odrębne miejscowości. W pierwszej z nich znajdują się przynajmniej dwa zasługujące
na uwagę miejsca. Są to: stojąca zaraz na początku miasta przydrożna „Karczma
Pienińska” oraz końcowa przystań spływu Dunajcem, obok której wiedzie wspomniana
ścieżka na Słowację.
Trzymając się ulicy Głównej, mijamy odnawiany Park Dolny oraz domy, które
przed wojną należały do Żydów. Jeden z nich, Pasaż Weissmana, został wybudowany
za pieniądze wygrane na loterii. W tamtych czasach mieściły się tutaj sklepy,
gabinet lekarski, a poniżej działało kino letnie. To nie jedyny ślad kultury żydowskiej,
która kwitła tu w latach międzywojennych. Przy ulicy Zawodzie stoi dawna żydowska mykwa.
Poniżej pasażu Weissmana znajduje się stary cmentarz z przełomu XVIII i XIX
wieku. Najstarszy zachowany pomnik nagrobny pochodzi z 1840 roku. Wiele grobów należało
do kuracjuszy.
Burzliwe były losy Szczawnicy w czasach wojny. W 1944 roku wybuchło tzw. powstanie
szczawnickie, zorganizowane w ramach akcji „Burza”. Przekraczano tutaj nielegalnie
granicę i organizowano tajne składy broni, jak na przykład w odnawianym dziś Inhalatorium
w Parku Górnym. W okolicy znalazło ponadto schronienie dwóch uciekinierów po
powstaniu na Węgrzech w 1956 roku, co znakomicie potwierdza tezę o serdecznych
relacjach polsko-węgierskich. Park Górny zajmuje około 10 hektarów i założony
został w 1824 roku. Najbardziej imponującym budynkiem w tej części Szczawnicy jest
Dworzec Gościnny. Jego budowę rozpoczęto w okresie, kiedy te tereny znajdowały
się pod władaniem Akademii Umiejętności. W środku mieścił się szereg instytucji,
w tym atelier Awita Szuberta, znanego w całej Europie fotografa. Na scenie Dworca
Gościnnego grywała także Helena Modrzejewska. Dworzec spłonął w 1962 roku i
przez wiele lat stały w tym miejscu jedynie fundamenty. Na szczęście, idea
doczekała się wskrzeszenia. Odbudowany Dworzec Gościnny przypomina dziś ten
sprzed stu lat, jest tylko większy od oryginału.
Przedłużeniem ulicy Głównej jest ulica Szalaya. Niektóre z najstarszych
stojących przy niej góralskich chałup mają swoje godło. Jest to pozostałość z
połowy XIX wieku, kiedy Józef Szalay próbował nakłonić mieszkańców do szklenia
okien, budowania kominów ponad dach i innych unowocześnień. Ci byli niechętni, więc
w zamian otrzymywali prawo do godła, które oznaczało, że właściciel takiej
chaty wynajmuje pokoje i że posiada rekomendację Szalayów.
Ruś Szlachtowska
Tereny obejmujące sąsiednie wsie:
Szlachtową, Jaworki, Białą i Czarną Wodę to Ruś Szlachtowska, do 1950 roku
zamieszkana przez Łemków, czyli ludność pochodzenia ruskiego, obrządku
grekokatolickiego, przybyłą z północnej Słowacji. Po II wojnie światowej łemkowie
zostali wysiedleni. Pozostały po nich dwie zabytkowe cerkwie: nowsza w
Szlachtowej i starsza w Jaworkach. Ta starsza pochodzi z końca XVIII wieku.
Obie parafie greckokatolickie przestały istnieć w 1947 roku i w miarę napływu
Polaków w te okolice, przerobiono je na kościoły rzymskokatolickie. Dziś
mieszka tu w sumie 8 rodzin Łemków.
Interesującym miejscem w Jaworkach jest „Muzyczna Owczarnia”. W tej
drewnianej, niepozornej i nieco ponurej chacie kameralne koncerty dają
największe gwiazdy polskiego i zagranicznego jazzu. Warto też zajrzeć do Kluszkowców przy drodze na
Nowy Targ. Główną atrakcją jest tam naprawdę szybka zjeżdżalnia grawitacyjna a
także stok narciarski z fermą strusi. Tym, którzy zdecydują się natomiast na
wycieczkę do Zakopanego polecam boczną drogę przez Niedzicę i Bukowinę
Tatrzańską. W ten sposób nieśpiesznym tempem można przejechać przez Pieniński
oraz Tatrzański Park Narodowy i przy okazji zwiedzić kilka zamków oraz
zabytkowych góralskich kościółków. Moim zdaniem jest to jedna z piękniejszych
tras samochodowych w Polsce.
Gdzie zjeść? Gdzie na narty?
Wspominałam już o „Karczmie Pienińskiej” i „Czardzie” a także o kawiarni „Helenka”.
Są to chyba najlepsze adresy w
Szczawnicy, jeżeli chodzi o jedzenie. Na kawę warto natomiast zajrzeć do nowej „Eglander
Caffe”. Najbardziej typowym dla Szczawnicy daniem jest świeży pstrąg. Nie
zawiodą się również miłośnicy grillowanego oscypka z żurawiną. Na deser polecam
ciasto Snickers – niby nic w nim regionalnego, ale nigdzie nie dostałam
lepszego niż w cukierni przy zjeździe na parking pod Palenicą.
Oprócz trekkingu i jazdy na rowerze
latem, zimą istnieje możliwość jazdy na nartach. Najlepszym okolicznym stokiem
jest Palenica. Działa tu czteroosobowy wyciąg krzesełkowy i krótsze wyciągi
orczykowe. Z góry biegną trasy czerwona i niebieska, oświetlana po zmroku. Poza
sezonem raczej nie ma tu kolejek. Dalsze stoki znajdują się w Jaworkach,
Kluszkowcach, Białce Tatrzańskiej i Jurgowie.
Ciekawą alternatywą dla spływu po Dunajcu na tratwie jest rafting, który
dostarcza znacznie więcej emocji. Nie brakuje tu też zwolenników kajaków –
Szczawnica to w końcu kolebka kajakarstwa górskiego. Tutejszy klub wykształcił
wielu olimpijczyków w tej dyscyplinie.
Inspirację
(oraz stare zdjęcia) czerpałam m.in. z książki Barbary Aliny
Węglarz „Spacerkiem po starej Szczawnicy i Rusi Szlachtowskiej”.
Och, byłam w tym roku pierwszy raz w Szczawnicy i jestem zakochana w tym miejscu - tak jak piszesz, tu czas płynie wolniej i jakoś szybciej ładują się akumulatory :) Szukaliśmy miłego pensjonatu w Szczawnicy lub w pobliżu i trafiliśmy na bardzo fajne domki - tam czuliśmy się niemal jak w innym wymiarze. To był idealny urlop i z pewnością nie raz tam pojedziemy. A tymczasem trzeba zabierać się za świąteczne porządki - miłego dnia i wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuń