sobota, 29 września 2012

Od pierwszego wejrzenia



To miejsce pobudza wyobraźnię i niesłychanie inspiruje. O tym, że muszę tam kiedyś pojechać i zobaczyć je na własne oczy, wiedziałam już od w chwili, w której przypadkiem natknęłam się na zdjęcie w wyszukiwarce. Nie musiałam wcale przeskakiwać nielegalnie przez ogrodzenie, wystarczyłby mi rzut oka z zewnątrz. Okazja nadarzyła się dość szybko, jako że Guzów oddalony jest ledwie o godzinę jazdy od Warszawy. Obok przedwojennych willi Podkowy Leśnej oraz industrialnej zabudowy Żyrardowa z przełomu wieków, był on jednym z celów naszej weekendowej wycieczki. 


Pałac Sobańskich w Guzowie uznawany jest za jedną z najcenniejszych pereł polskiej architektury XIX wieku. Rezydencja została wybudowana (a w zasadzie powstała w wyniku przebudowy późnobarokowego dworu Łubieńskich) na wzór pałaców francuskich, na zlecenie właściciela – Feliksa Sobańskiego. W nadanym przez niego stanie pałac wraz z otaczającym go parkiem przetrwały do 1915 roku. I wojna światowa wyznacza początek tej ponurej części historii.

Pomimo kiepskiego stanu, fasada budynku zachowuje wciąż piękno i daje wyobrażenie o tym, jak pałac wyglądał przed laty. Nie widać natomiast już tego, co znajdowało się w środku, czyli porcelanowych serwisów sprowadzanych z Belgii czy szkiców spod pióra Matejki. Park, którego chlubą były niegdyś sztuczne stawy i korty tenisowe, został zniszczony podczas I wojny światowej, kiedy w pałacu mieścił się szpital. Sobańskim udało się przywrócić posiadłość do dawnej świetności, lecz nie na długo. Podczas kolejnej wojny pałac rozgrabiły najpierw wojska hitlerowskie a potem – sowieckie. To tutaj Hitler świętował kapitulację Warszawy. Miały tu również miejsce masowe egzekucje, ale ginęli nie tylko Polacy. W trakcie ewakuacji żołnierze niemieccy zapomnieli o kilku swoich kolegach zamkniętych w piwnicy. Nie trudno się domyślić, jaki los ich spotkał po nadejściu Sowietów. Po wojnie dobra Guzowskie zostały znacjonalizowane, pałac zamieniono na biura cukrowni oraz mieszkania jej pracowników. Sobańscy odzyskali posiadłość dopiero w 1992 roku.

Aż dziwi fakt, że opuszczony pałac niszczeje od kilkudziesięciu lat i nikt nie zainwestował pieniędzy, by przerobić go na hotel. Podobno trwają już prace konserwatorskie, ale ich tempo jest bardzo powolne ze względu na brak środków. Jedynie przylegająca kaplica od dłuższego czasu służy parafii św. Franciszka de Valois. Tym niemniej Pałac Sobańskich zagrał już w filmie, serialu, reklamie i teledyskach:
Wszystko zaczęło się natomiast od tego zdjęcia.Moją kolejną inspiracją jest odnawiany właśnie Pałac Goetz w Brzesku, a w szczególności jego przepiękne wnętrza - tutaj też chciałabym kiedyś dotrzeć. 

czwartek, 13 września 2012

Chicago (mój czwarty dom) dla zaawansowanych



In the middle of nowhere – tak złośliwi mogliby określić lokalizację tego miasta. Można na to spojrzeć i z drugiej strony: port lotniczy O’Hare, najbardziej ruchliwy w kraju, jest głównym punktem przesiadkowym, a samo Chicago - przystanią dla podróżujących między Wchodem i Zachodem. Wielu z nich, zamiast jechać dalej, zostało tu na stałe. W efekcie powstała mieszanka różnych kultur i narodowości, a miasto paradoksalnie stało się najbardziej amerykańskim ze wszystkich… Stało się także żywym pomnikiem lat 30. Nie ma drugiego miejsca o tak autentycznej atmosferze tamtych czasów. 

środa, 5 września 2012

Warszawa – edycja limitowana. Widok z góry.

Drapacze chmur to teoretycznie atrybut metropolii, chociaż w Stanach Zjednoczonych niemal każde większe miasto posiada wieżowiec z tarasem widokowym i restauracją na jednym z ostatnich pięter. Centrum Warszawy zwykło się od jakiegoś czasu nazywać „polskim Manhattanem” ze względu na zagęszczenie wysokich biurowców i apartamentowców. Zastanawialiście się zatem kiedyś, czy nasza stolica widziana z XXX piętra Pałacu Kultury przypomina trochę Nowy Jork? 

środa, 29 sierpnia 2012

Warszawa – edycja limitowana. Podsumowanie sezonu letniego


Kiedy sięgam pamięcią kilka lat wstecz, przed oczami staje mi zaśmiecone i słabo zagospodarowane nabrzeże Wisły, które w dodatku uchodziło za niebezpieczne miejsce. Zazdrościliśmy Krakowianom, Gdańszczanom i mieszkańcom zachodnioeuropejskich miast, w których można było przyjemnie spędzać czas nad wodą. Na przestrzeni ostatnich 2-3 lat wiele się jednak w Warszawie zmieniło. Teraz najmodniejsze lokale powstają właśnie nad Wisłą, która zwłaszcza latem stwarza nam wiele możliwości mniej lub bardziej aktywnego wypoczynku.

środa, 22 sierpnia 2012

Warszawa – edycja limitowana. Filtry Warszawskie.


Jedną z najbardziej niezwykłych atrakcji Stambułu jest Cysterna Bazyliki (zwana też Pałacem Jerebatan). Ta podziemna komnata o wymiarach 143 x 65 m,  zlokalizowana w pobliżu Hagia Sofia,  to największa ze starożytnych cystern. Wybudowana w VI wieku na rozkaz cesarza Justyniana, miała zaopatrywać pałac cesarski w wodę podczas wojny, gdyby z jakichś powodów akwedukty przestały działać. Dziś Cysterna zachwyca bizantyjskim rozmachem, z jakim została wybudowana i 336 podświetlonymi marmurowymi kolumnami, które podpierając sklepienie, odbijają się w wodzie. Warszawiacy mają jednak swoją cysternę i nie muszą jechać do Turcji, by naocznie przekonać się, jak taki podziemny wodny świat wygląda.
Na górze: Stambuł. Na dole: Warszawa
Za datę powstania Filtrów Warszawskich uważa się rok 1886. Wybudowano je z inicjatywy pełniącego obowiązki prezydenta Warszawy Sokratesa Starynkiewicza - Rosjanina, który uważał, że taka pokojowa droga wprowadzania nowoczesnych rozwiązań i reform jest najlepszym środkiem do zjednania sobie polskiej ludności. Filtry to nie jedyna jego zasługa dla tego miasta.
Inwestycja została zrealizowana przez Wiliama Lindleya i jego syna. Niezbędne pomiary wykonali tak dokładnie, że do dziś Filtry działają w oparciu o rozwiązania z tamtych czasów, co jest ewenementem na skalę europejską. Zespół Stacji Filtrów Williama Lindleya od stycznia 2012 posiada status pomnika historii. Dzięki temu, choć ten teren to łakomy kąsek dla deweloperów, nie zostanie on zabudowany. W końcu zaopatruje w wodę 50% Warszawy.
Wieża ciśnień
Podczas zorganizowanych wycieczek przewodnicy dokładnie wyjaśniają historię oraz zasady funkcjonowania zakładu. W trakcie II wojny światowej Filtry zostały częściowo zniszczone. Jest to również okres, w którym pracownicy wsławili się uratowaniem wielu ludzi, przeprowadzając ich przez kanały. Turyści mają okazję odwiedzić zarówno te historyczne, jak i najnowocześniejsze budynki. Na pierwszy ogień idzie 40-metrowa wieża ciśnień, która już nie działa od 1924 roku. Ze względów bezpieczeństwa, po żeliwnych schodach wchodzić dziś już nie można, ale za to da się zajrzeć do środka. Kolejny żelazny punkt zwiedzania to filtry pospieszne, wybudowane w stylu art déco w latach 1930-1933. Elementy wyposażenia zostały wykonane z rzadkich materiałów, w tym orzecha włoskiego i marmuru kararyjskiego. Przepływająca tu woda była poddawana wstępnej filtracji, przed skierowaniem na filtry powolne. Te zaś robią z pewnością największe wrażenie: 6 grup podziemnych zbiorników pochodzących z lat 1883-1926 to niekończący się ciąg podświetlonych filarów, które przepięknie odbijają się w wodzie, tak jak w Stambule. Niestety, widok ten udostępniany jest naszym oczom tylko na kilkadziesiąt sekund i można odczuć niedosyt. Tym bardziej, że zbiorniki wody czystej, równie atrakcyjne wizualnie miejsce, są całkowicie wyłączone ze zwiedzania.
Filtry pospieszne
Co ciekawe, wypływająca z Filtrów woda (której można tu skosztować) nadaje się do bezpośredniego spożycia. Nie pijemy jej jednak, gdyż przepływa jeszcze przez rury, które mogą być w różnym stanie. Jeżeli po powrocie z wakacji z kranu leci brudna woda, oznacza to, że rury są stare i nieczyszczone. Na szczęście, ceglaną barwę woda zawdzięcza związkom żelaza, które nie są przyswajalne przez organizm, tak więc teoretycznie się nią nie zatrujemy.  

Zwiedzanie Filtrów jest możliwe w Noc Muzeów oraz w lipcowe i sierpniowe soboty, kiedy  MPWiK organizuje Dni Otwarte. Dodatkowo, we wrześniu w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa tutejsi przewodnicy ponownie zostaną postawieni w stan gotowości. Warto śledzić oficjalną stronę internetową, na której wyjaśnione jest, jak można zdobyć wejściówki. Ich liczba jest bowiem ograniczona.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Muffins & Cupcakes


Są proste w przygotowaniu, można je podać na wiele sposobów i wyglądają bardzo efektownie. Moda na muffiny i cupcakes zapanowała w Polsce całkiem niedawno, ale ich historia sięga XIX wieku, kiedy to zaczęto wypiekać je w Stanach Zjednoczonych. 

Ten post dotyczy w większym stopniu cupcakes niż muffinów, ale oba wypieki bywają niekiedy mylone i chciałabym tu przedstawić podstawowe różnice. Tkwią one przede wszystkim w sposobie przygotowania oraz w doborze dodatków. Muffiny zazwyczaj przyrządza się w dwóch naczyniach, mieszając oddzielnie suche i mokre składniki. Nierzadko podaje się je w wersji wytrawnej. Cupcakes są natomiast mniejsze i przyozdobione kremem („frosting”, „icing”) na bazie masła lub twarożku. Dają cukiernikom większe pole do popisu, gdyż na wierzchu mogą pojawić się również rozmaite dekoracje na przykład z lukru plastycznego.
Dlaczego „cupcakes”? Babeczki te wypiekano kiedyś podobno w filiżankach do herbaty i stąd wzięła się ich nazwa. Szybko przyjęły się one w Kanadzie, na Wyspach i w innych krajach. Ciężko jest przejść obojętnie obok kawiarni specjalizujących się w ich wypiekaniu. Do najsłynniejszych zaliczyć można nowojorską Magnolia Bakery czy londyńską The Hummingbird Bakery, które mają rzesze fanów na całym świecie i korzystają z wypracowywanej przez lata receptury. Zainteresowanych historią odsyłam tutaj, natomiast praktycznymi różnicami między muffinami i cupcakes’ami - tutaj.


La Vanille
Do Polski dotarły najpierw muffiny, a następnie cupcakes. W wielu miastach mamy już kawiarnie specjalizujące się w ich wypiekaniu. Przez ostatnich kilka miesięcy testowałam warszawskie „kapkejkownie”. Jedną z pierwszych była Lola’s Cupcakes, której babeczki wydają mi się jednak nieco za ciężkie. Niektórych cukierni nie znalazłam pod podanym adresem, inne działają tylko w Internecie. W Alejach Jerozolimskich przez krótki czas funkcjonowało Sweet Story, które przeniosło się potem na Gocław. Tamtejsza kawiarnia to już jednak nie typowa „kapkejkownia”: wybór cupcakes’ów był niewielki (sobota po południu) i nie powiem wiele o ich smaku, gdyż babeczki poszły na prezent. Dla mnie numerem jeden jest LaVanille (Krucza 16/22). Lokal niewielki, urządzony minimalistycznie, lecz można tu usiąść i napić się kawy. Cupcakes są nieduże, ale w smaku  dokładnie takie jak być powinny (zwłaszcza krem). 


Spośród wypróbowanych przeze mnie przepisów na cupcakes zdecydowanie najlepiej sprawdziła się propozycja Magnolia Bakery. W książce kucharskiej „The complete Magnolia Bakery cookbook” Allysa Torey i Jennifer Appel podają różne sposoby przygotowania ciasta i kremu. Ponieważ książka wydana jest w Stanach, musiałam o połowę zmniejszyć ilość cukru, ale pozytywnie zaskoczył mnie  brak sody i niewielka ilość proszku do pieczenia. Poniższy przepis poszedł na pierwszy ogień w dniu moich urodzin. 

Magnolia’s Vanilla Cupcakes
(Składniki na 24 babeczki)
2 ¾ filiżanki mąki i ok. pół łyżeczki proszku do pieczenia
1 filiżanka miękkiego masła
2 filiżanki cukru (proponuję brązowy)
4 duże jajka w temperaturze pokojowej
1 filiżanka mleka
1 łyżeczka cukru wanilinowego lub ekstraktu z wanilii

Utrzyj masło, dodawaj stopniowo cukier, ucieraj przez około 3 minuty. Dodawaj po jednym jajku, wciąż mieszając. Dodawaj suche składniki w 3 partiach, na zmianę z mlekiem i wanilią. Zamieszaj i upewnij się że wszystko się połączyło. Wypełnij papilotki do ¾ wysokości i piecz 20-25 minut (do suchego patyczka) w temperaturze 180’C. Pozostaw na 15 minut w foremkach, całkowicie wystudź. 

White Chocolate Buttercream
1 ½ filiżanki miękkiego masła
6 łyżek mleka
3 tabliczki stopionej i przestudzonej białej czekolady
1 łyżeczka cukru wanilinowego lub wanilii
1 filiżanka cukru pudru

Ubijaj masło przez 3 minuty. Dodaj mleko I wymieszaj. Dodaj stopioną czekoladę i mieszaj przez 2 minuty. Dodaj wanilię i mieszaj przez kolejne 3 minuty. Na koniec dodawaj stopniowo cukier, ucierając do pożądanej konsystencji. 

czwartek, 26 lipca 2012

Innsbruck, mój trzeci dom w sercu Alp


Jest mniej zatłoczony niż turystyczny Salzburg, ale ma równie wiele do zaoferowania. Mniej w nim sennej atmosfery austriackich czy niemieckich miast, a przewyższa je urokiem. Ma w sobie szczyptę południowego temperamentu a także wiedeńskiego majestatu. W końcu sam cesarz Maksymilian I pragnął być tu pochowany. Podróżujący do Włoch często przejeżdżają obok, ale rzadko kiedy zbaczają z autostrady. A warto. Wystarczy dzień, by zwiedzić najważniejsze miejsca, lecz aby poczuć się jak mieszkaniec Innsbrucka, wcale nie trzeba zobaczyć wszystkich kościołów i muzeów. Najlepiej jest posnuć się po starówce, usiąść przy kawie i poobserwować toczące się obok życie.